Wiśniewski miał na ramieniu opaskę Rady Żołnierskiej, co by czujność wroga osłabić. Stanął przed wartownikiem i stanowczo zażądał spotkania z dowódcą obsady fortu. Niemcy patrzą po sobie niepewni, ale do odwachu nas wpuścili. Weszliśmy w piątkę – ja, nasz dowódca Wiśniewski, jego zastępca Łucjan Ryszczyński, łącznik Feliks Bauta i Marjan Wencek.
Niemiec siedzi za biurkiem, patrzy na nas spode łba. A Wiśniewski bez zbędnych ceregieli żąda poddania fortu! Rejwach się zrobił jak na targu. Oblegli nas Niemcy uzbrojeni po zęby. Nie myśląc długo, chwyciłem za mausera i dałem znak do podniesienia rąk, a wtem momencie Ryszczyński wezwał ich dodatkowo w języku niemieckim do poddania się. Na to Bauta stojąc w pobliżu Niemca, co nas do odwachu prowadził, wyrwał mu karabin, obalił na ziemię uderzając kolbą przez plecy.
Tak się nas Prusaki wystraszyły, że jak jeden mąż uzbrojenie całe na ziemię rzucili, łapy w górę… i odwach był nasz. W 5 my go opanowali!
Dzwonimy do dowództwa, że zwycięstwo, że fort już polski, a oni do nas, że czekać mamy, że po południu dołączy do nas z 300 ludzi z innych grup Polskiej Organizacji Wojskowej Poznania. Czekamy zatem spokojnie na posiłki.